Na zyczenie Swiezego relacja z wyjazdu na San.
Pojechalismy, zmoklismy i wrocilismy. I to w zasadzie juz

A tak troche dokladniej to pierwszego dnia duzo pstrazkow na streamera czy tam nimfe ale wszystko gowniane, troche lipkow tez nie za wielkich i jeden lepszy na sam koniec zlowiony przez Przemka. W zasadzie bylismy tak zniesmaczeni ze nikomu poza Przemkiem nie chcialo sie juz stac w wodzie. Do tego trzy potezne ulewy i jedno gradobicie.
Drugi dzien, to najpierw wiata Visiona. W jednej dziurze Przemek lowi dwa ladne pstragi i to byloby na tyle. Jeszcze Waldek jakiegos lipka i pstraga i Becik pstraga. Ja bez brania.
Nic tylko sie upic co tez uczynilismy z Bercikiem, z tym ze on troche bardziej , bo usnal na brzegu, a ja dzielnie walczylem juz tym razem na Bachlawie. Kilka lipkow, pstrazkow nie poprawilo nam humorów. Okolo 15 ewakuowalismy sie z wody.
Jedyny plus tego wyjazdu, to to ze woda byla tylko lekko tracona, co przy takich ulewach uwazam za cud.

No to lipa co to się porobiło że nawet na OS ach nie da się połowić fajnych ryb.Moze na następny wypad nie brać wędek?

Mysle ze byloby lepiej gdyby pogoda byla ciut lepsza.
Praktycznie cala sobota to deszcz na zmiane z ulewa i gradem.
Momentami na kilkanascie minut przestawalo padac co wykorzystywalismy na suszenie sie.
Niedziela pogodowo moze i byla lepsza, ale ryb na powierzchni bylo mniej jak w sobote. Przede wszystkim bylo zimno.
I rybom najzwyczajniej to nie pasilo. No i momentami kolor wody tez nie byl rewelacyjny, choc tragedii nie bylo.

Może u nas nie było rewelacji - coś jednak wydłubałem. Pogoda fatalna.... ale zapoznaliśmy się z królową... niestety nie nasza 108 cm

Wysłane z mojego SM-N950F przy użyciu Tapatalka